28 sierpnia 2013

Dwadzieścia cztery.

I tak oboje zasnęliśmy wtuleni w siebie. Kolejnego dnia bezczelnie zostałam obudzona przez Grześka o 8 rano. Zjedliśmy jajecznicę przyrządzoną przez mojego towarzysza, po czym ubraliśmy się bardzo ciepło i ruszyliśmy na stok. Na początku było ciężko, głównie z tego względu, że na nartach nie jeździłam od kilku lat. Później zaczęłam się rozkręcać, jednak nie obyło się bez kilku wywrotek. Jak nie ja upadłam na tyłek to Grzesiu. Oboje bawiliśmy się wyśmienicie .
Po tym na chwile udaliśmy się do baru na gorąca herbatę z cytryną, która miała nas rozgrzać, abyśmy mogli kontynuować harce na śniegu. Wypiwszy napój udaliśmy się na dwór, lecz już bez nart. Zaczęliśmy lepić bałwana, nie dokończyliśmy go jednak, ponieważ Kosa wykorzystał moją nieuwagę i zaczął mnie rzucać pigułami śnieżnymi. Nie byłam mu dłużna i również zaserwowałam mu małą dawkę białego szaleństwa. Na jednej śnieżce się nie skończyło, więc nasza zabawa przeistoczyła się w małą bitwę, w efekcie czego boje wylądowaliśmy w zaspie śmiejąc się i nacierając śniegiem. Tą wymianę szaleństw zakończył Grzesiu przytrzymując mi ręce po bokach głowy spojrzał na mnie z góry by po chwili złożyć na moich ustach gorący pocałunek. Pewnie całowalibyśmy się tak jeszcze chwilę, gdyby nie komentarz przechodzącej nieopodal staruszki z dzieckiem
- Krzysiu nie patrz w tamtą stronę! Ta dzisiejsza młodzież… tylko zabawa i demoralizacja im w głowie… co się dzieje z tym światem? Gwałty w biały dzień.
Na ten komentarz szybko wstaliśmy, a ja tylko nieśmiało uśmiechnęłam się do kobiety, miałam lekkie  wyrzuty sumienia, ale szybko wyzbyłam się ich słysząc grzesiowe żarciki. Cali w śniegu wróciliśmy do naszego domku by się przebrać i ogrzać. Jednak Kosa niedługo pozwolił mi się rozkoszować przyjemnym ciepłem, ponieważ wyciągnął mnie do restauracji. Zaskoczył mnie tym całkowicie. O dziwo nawet stolik był już zarezerwowany. Stał sobie w kącie z dala od ludzi. Był ładnie przystrojony i stały na nim nawet świece. Zastanawiałam się chwile co on knuje, ale nie miałam żadnych pomysłów.
Kosa zamówił kurczaka po staropolsku ja natomiast postanowiłam zjeść sałatkę z kurczakiem. Do tego doszła jeszcze butelka białego wytrawnego wina. Jedząc spokojnie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Po skończeniu posiłku Grzesiu w pewnym momencie objął moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy. Wiedziałam, że coś się święci.
-Paulina – zrobił pauzę – mam takie pytanie do Ciebie. Pewnie wyjdę na głupka albo coś w tym stylu, ale czy zostaniesz moją dziewczyną? Uznałem, że lepiej zapytać.
Na mojej twarzy wymalowało się zaskoczenie, nie wiedziałam, że z Kosy taki oficjel, nikt dotychczas nie spytał mnie o coś takiego. Jakoś zawsze związek powstawał spontanicznie. Muszę jednak przyznać, że bardzo spodobało mi się to, że mnie spytał.
-Grzesiek – uśmiechnęłam się szeroko. – ależ oczywiście, że tak, zostanę twoją dziewczyną.
Wyraz twarzy mojego już chłopaka zmienił się z zasępionego w uśmiechnięty.
-Kocham cię piękna. – przyciągnął moją dłoń do ust i ucałował z namaszczeniem. – piękna i już moja. – dodał jakby mówiąc do siebie.
Zachichotałam. Ale nie ukrywam , wzruszyłam się na te słowa. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając, po czym skierowaliśmy się w stronę domku trzymając się za ręce. Gdy weszliśmy to oboje nie wytrzymaliśmy napięcia i zachłannie dopadliśmy do swoich ust. Muszę przyznać, że cholernie za tym tęskniłam. Smakując swoje ciepłe wargi zrzuciliśmy z siebie kurtki, aby czym prędzej poczuć pod palcami swoje rozpalone ciała. Ubrania wydawały się być w tym momencie największą z przeszkód, więc sukcesywnie się ich pozbywaliśmy znacząc nimi ścieżkę od drzwi wejściowych do sypialni, ażeby tam opaść na wielkie, miękkie łoże. Mimo, że w dziedzinie seksu byłam zaledwie początkującym dziewczęciem pchnęłam Grzegorza na łóżko i spojrzałam na jego zaskoczoną, ale i chyba zadowoloną twarz. Jego oczy mówiły „chcę więcej” uśmiechnęłam się pod nosem przenosząc spojrzenie na jego wyrzeźbiony i muskularny tors stworzony chyba po to aby na niego patrzeć… i  dotykać oczywiście. Przez chwilę cieszyłam oczy tym widokiem , jednak odmawiając sobie rozkosznej chwili obserwowania jego klatki piersiowej przeniosłam spojrzenie ponownie na jego twarz. Patrzył na mnie pożądliwie, a ja rozkwitałam pod jego wzrokiem jak wiosenny kwiat. I mimo, że stałam przed nim jedynie w bieliźnie jeszcze nigdy nie czułam się tak piękna jak w tej chwili. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a po chwili usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować jego tors zbliżając się do ust, aby ponownie się w nich zatopić. Złączywszy się w kolejnym pocałunku zaczęliśmy eksplorować nieznane sobie dotychczas rejony naszych ciał. Czułam dłonie Grzesia na plecach, zmierzające w stronę moich majteczek, kiedy jego dłonie spoczęły na mojej pupie postanowiłam się z Grzesiem zabawić. Oderwałam się niechętnie od jego ust i usiadłam na nim.
- Grzesiu a nie poszedłbyś się ogolić? – wyszczerzyłam do niego żeby w uśmiechu. Na te słowa brunet uniósł dłoń do brody i się po niej pogłaskał, zarost był, co u Grzesia typowe kilkudniowy.
- Aż tak ci przeszkadza? – spojrzał na mnie prosząco.
Skinęłam głową i zeszłam z Kosy… a niech sobie poczeka te pół godziny a co! – pomyślałam.
  -Kochanie, to ja sobie wskoczę od razu pod prysznic, a jak wrócę to kontynuujemy wcześniejszą czynność, no chyba, że pójdziesz mi umyć plecy? – uśmiechnął się pewny siebie.
-Ty, ty Kosok ty się aż tak nie rozpędzaj- zaśmiałam się – idź już się umyj, bo ominie cię okazja. – prowokacyjnie zagryzając wargę. Skąd u mnie ta pewność siebie? – przeszło mi przez myśl, jednak zamiast się nad tym zastanawiać spojrzałam na wybrzuszenie w bokserkach mojego chłopaka i zachichotałam jak nastolatka.
-O ty wredna małpo. Poczekaj aż wrócę. – pogroził mi palcem.
Kiedy Grzesiu wyszedł opadłam na poduszki i zaczęłam myśleć.
Oczami Grześka.
Myśli w głowie mi buzowały, nie żebym był jakimś napaleńcem, ale w końcu byłem tak blisko mojej Pauliny i chciałem więcej i więcej. W tym momencie w zasadzie nawet trzeźwo nie myślałem, popęd robił swoje… nic dziwnego przy tak pięknej dziewczynie jak Paula. Szybko wziąłem prysznic, gorzej było z brodą, której golenie zajęło mi dłuższą chwilę. Gdy wyszedłem z łazienki byłem zaskoczony. Paulina smacznie sobie spała wtulona w poduszkę  a ja spojrzałem na jej półrozebrane ciało i się do siebie uśmiechnąłem. Była taka piękna. Nie pozwoliłem na to by marzła, wiec przykryłem ją grubym kocem i słodko ucałowałem w czoło. Ona tylko delikatnie przez sen się uśmiechnęła. Spojrzałem na zegarek, nie było jeszcze tak późno Postanowiłem wykorzystać ten czas i zadzwoniłem do mojego przyjaciela z drużyny. Odbierał niemal, że od razu.
-Cześć Piotrek, jak tam ci pierwszy dzień świąt mija w Rzeszowie? – zagaiłem.
-siema Grzesiu, a bardzo dobrze. Mogę sobie spędzić przyjemnie czas ze swoją narzeczoną, a co tam u was gołąbeczki? Zgodziła się?
-Zgodziła. Cholernie się cieszę.
-A tak się bałeś głąbie. A już wy ten teges? – po drugiej stronie było słychać śmiech.
-Ty nie wyżyty popaprańcu ja ci dam. – roześmiałem się mimowolnie. – Ja nie jestem taki, sam wiesz. – dodałem już poważniej. – Jeśli będzie chciała to wtedy, a nie od razu i odebrać sobie całą frajdę.
-Weź durniu popsułeś mi moją wyobraźnię.
-Łajza! Dobra nie po to dzwonie. Ty się tam fochaj, a mi do telefonu podaj Olę. Mam do niej sprawę.
-No dobra. Tylko żadnych mi tu podrywów. – Piotrek miał dobry humor.
-cześć Oluś,
- cześć – przywitała się ciepło – o co chodzi Grzesiu?
- planuje dla Pauli niespodziankę tylko nic jej nie mów, a jak ten twój bożyszcze nastolatek coś jej chlapnie to go zabije. Przekaż mu. – roześmiałem się.
-Dobra obiecuje i nie zawiodę cię.
- no to słuchaj…
Oczami Pauli
Kolejny dzień.
Obudziłam się wcześnie rano tylko w bieliźnie, od razu przypomniałam sobie wypadki poprzedniego wieczora i uzmysłowiłam sobie, że chyba zasnęłam kiedy był w łazience… ale ze mnie cnotka niewydymka – pomyślałam… zasnąć w takim momencie? Jako, że nie zastałam Grzesia w łóżku założyłam szlafrok i poszłam do salonu. Tam  zobaczyłam Grześka śpiącego na kanapie. Wyglądał tak uroczo, że nie budziłam go na razie. Chciałam mu zrobić niespodziankę i przygotować śniadanie. Na szczęście wczoraj przed kolacją zrobiliśmy zakupy, udałam się do kuchni i przyrządziłam naleśniki z nutellą i syropem klonowym. Gotowe danie postawiłam na stoliku znajdującym się obok kanapy. Obudziłam Grzesia delikatnymi pocałunkami w szyję. Na co on przyciągnął mnie bliżej do siebie i czule pocałował.
-Najchętniej nie wypuszczał bym cię z objęć.
-Bardzo zabawne. Ale śniadanie samo się nie zje kochanie.
-Zrobiłaś to specjalnie dla mnie?
Skinęłam głową.
-Jesteś cudowna.
Po ciężkiej próbie przekupienia Grześka w końcu udało mi się go namówić na małe zakupy. Kupiliśmy dla każdego jakieś drobne prezenty. Krzyśkowi specjalne góralskie papcie, których wręcz nie znosi, więc po powrocie zapowiada się ciekawie. Jeszcze wstąpiliśmy po zakupy na obiad i spokojnie spacerkiem wracaliśmy do domu. W domu wspólnie ugotowaliśmy obiad składający się z dwóch dań. Pierwsze to zupa, którą był rosół, a na drugie postanowiliśmy przygotować schabowe z surówką z buraczków i kartofle. Smakowało wyśmienicie. Po obiedzie posprzątaliśmy i chwile poleniuchowaliśmy na kanapie. Później znów tradycyjnie wybraliśmy się na stok. Zjeżdżaliśmy dobrych kilka godzin. Po powrocie chciałam podjeść jeszcze trochę ciasta, lecz nagle złapał mnie atak kaszlu. Myślałam, że to z mojej zachłanności i się tym nie przejęłam. Gdy włączyliśmy sobie film na DVD zaczęłam kichać i tonąć w chusteczkach. Kosa opatulił mnie grubym kocem i sam się do mnie przytulił. Na wieczór dostałam drgawek, było mi cholernie zimno. Grzesiek zmierzył mi temperaturę.
Miałam prawie 39 stopni gorączki. Grzesiu przeniósł mnie do łózka i opatulił i co chwile krzątał się po domu szukając leków na zbicie gorączki. Cały czas siedział obok mnie. Był cudowny, wręcz idealny. Jednak ten mój ideał postanowił skrócić wyjazd ze względu na mnie. Zaczęłam prawie krzyczeć, że nie ma opcji, że chcę tu zostać i gorączka zaraz minie, a górskie powietrze tylko pomoże... na próżno jednak,  nie udało się go przekonać. Spakował mnie i siebie do walizek i ruszyliśmy do Rzeszowa. Dzisiejszą noc spędziłam u Grześka. Rano na szybko zjadłam śniadanie i poszłam do lekarza. Tam pierw czekała mnie długa kolejka w poczekalni. Gdy już weszłam i lekarz mnie przepadał okazało się że to grypa. Przepisał mi leki i zabronił wychodzić z domu i dużo się przemęczać. Po Nowym Roku najlepiej jakbym wstawiła się na kontrolę. Po wizycie udałam się do apteki po leki. Wróciłam do domu i szybko udałam się do mojego pokoju by wszystkich nie pozarażać. Gdy zeszłam do kuchni po picie to w kuchni plotkowali sobie Grzesiek i Krzysiek.
-Panowie, musze wam coś powiedzieć. – postanowiłam powiedzieć im co zrobię.
-No dajesz.
-Muszę pilnie wrócić do Bełchatowa.
-O nie Paulina nigdzie nie jedziesz.
-Ale Krzysiek co ja was tu będę zarażać, z resztą będę musiała się przygotować znów do „nauki”
- to co lepiej, żebyś Winiarskich zarażała? Nie bądź egoistką, Dagmara jest w ciąży.
-No dobra możesz. – słychać było w głosie Krzysia że nie bardzo mu to pasuje.
-no to zostanę w hotelu.
-po kim to takie uparte. – mruknął do siebie Igła, zignorowałam jego słowa. Tymczasem odezwał się Kosa,
- jadę z tobą.
-Ale po co? Krzysiek, wujek jasna cholera powiedz mu coś!
-No bardzo dobry pomysł. Ty nawet nie jesteś w stanie kierować.
Nagle zadzwonił mój telefon i przerwał spór. Na wyświetlaczu pojawiło się imię narzeczonej Piotrka.
-Słucham cię Oluś.
-Zapraszam ciebie i Grześka do nas na Sylwestra.
-Kotuś ja nie przyjdę, grypa mnie dopadła i muszę wracać do Bełchatowa.
-szkoooooda. – zasmuciła się Ola. – Kuruj się mała.
Gdy się rozłączyłam to Kosa przytulił się do mnie i pytał czy jestem pewna że nie chce iść. Odpowiedziałam, Ze tak bo nie mogę psuć innym imprezy swoim smarkaniem Oczami Grześka.
Wróciłem do swojego mieszkania samochodem. Zatrzymałem się na chwilę. Postanowiłem pogadać z Pitem i powiedzieć mu co mi chodzi po głowie.
-Siema Piter.
-No siema. Szkoda ze nie wpadniecie na sylwestra.
-No szkoda. To byłby idealny pretekst.
-Do czego?
-Bo moi rodzice bardzo chcieli ją poznać
-Uuu to grubsza sprawa.
-No właśnie, a nie chciałem jej mówić, wiem jaka ona jest i jakby czuła się skrępowana.
-To samo miałem z Olą. Ale spoko wyszło. Trzymam kciuki za was.
-Haha dzięki i dzięki za to że mnie nie wydałeś. -Spoko luzik. Zawsze do usług.
Gdy wróciłem do domu to doznałem szoku. Na kanapie jak gdyby nigdy nic siedzieli moi rodzice. Przygotowałem im herbatę i w szafce znalazłem jakieś ciastka. Oczywiście nie przyjechali tu bez powodu. Chcą poznać Paulinę. Nie wiedziałem co już wymyśleć. Najprościej chyba doprowadzić do konfrontacji?
Oczami Pauliny
Dostałam nagły telefon do Kosy, żebym przyjechała do niego bo zostawiłam u niego portfel. Szybko się przebrałam w gruby sweter i dżinsy, nawet się nie czesałam ani nie malowałam bo niby po co  i ruszyłam w kierunku jego mieszkania. Oczywiście po drodze kupiłam sobie kilka paczek chusteczek. Gdy weszłam do niego zamarłam. Jak gdyby nigdy nic siedzieli tam sobie jego rodzice, a ja taka nieumalowana w dodatku z czerwonym nosem od wiecznego wydmuchiwania. No cóż nie mogłam zostawić go na lodzie. Jego rodzice byli dla mnie bardzo mili i wyrozumiali. Jego mama dała mi nawet radę jak ona leczyła Grzesia z grypy kiedy był młodszy. Było bardzo miło i mimo tego, że nie była to najprzyjemniejsza z niespodzianek w moim życiu bardzo się starałam być grzeczna i pokazać ładne wychowanie. Rodzice Grzesia widząc moją grypę kazali już mnie odwieźć bo wyglądałam strasznie. W samochodzie nie obyło się oczywiście bez reprymendy.
-Kosok do jasnej cholery czemu mi nie powiedziałeś? Bym chociaż lekko się umalowała.
-Pauliś kochanie nie gniewaj się na mnie. Strasznie chcieli cię poznać, a wiedziałem, że będziesz się strasznie stresować jak ci powiem prawdę. Tak było lepiej.
- Masz trochę racji, ale na przyszłość mów mi co planujesz, bo nie będę taka miła.
- spokojnie Kochana, mama z tatą bardzo cię polubili. Zresztą ciebie nie da się nie lubić – pocałował mnie w policzek.
- ja też ich polubiłam, już wiem po kim taki fajny chłopak wyrosłeś. – uśmiechnęłam się do niego.
- a dziękuję, dziękuję przekażę komplement rodzicom. – pokazał mi język.
-No dobrze skarbie, ale już zmykaj do łóżeczka, bo na wieczór cię skontroluję.
-Nie zrobisz tego.
-Zrobię, bo cię kocham.
- lepiej zaopiekuj się rodzicami.
- racja, jutro się widzimy.
Chciał mnie pocałować na pożegnanie, jednak odwróciłam twarz.
- Grzesiu jestem chora, nie zarażę cię.
- no to zdrowiej szybko Mała… mamy pewne rzeczy do dokończenia. – wyszczerzył się, a ja tylko posłałam mu kokieteryjny uśmiech i wysiadłam.
__________________________________________________________________________
Mamy kolejny rozdział. Tym razem szybciej ;) mam nadzieje, ze wam się spodoba i zostawicie swoją opinie w komentarzu :)

25 sierpnia 2013

Dwadzieścia trzy.

Byłam cholernie zaskoczona.  W samochodzie od strony kierowcy siedział Grzesiek. Nagle nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Kosa wysiadł z samochodu i jak gdyby nigdy nic po prostu mnie przytulił. Cholernie mi go brakowało. Ignaczakowie i Nowakowscy zaczęli bić nam brawo, a później w ciszy weszli do środka by dalej celebrować ten wspaniały dzień a ja z Grześkiem wybraliśmy się na spacer po okolicy. Szliśmy w milczeniu. Nagle Kosa się zatrzymał przede mną.
-Paulina powinienem jeszcze raz cię przeprosić za tamtą akcję w Bełchatowie, strasznie głupio się z tym czuje. Mam nadzieje, ze kiedyś mi to wybaczysz.
-Cii - przyłożyłam mu palec do ust - już Ci wybaczyłam.
-Naprawdę? A zasłużyłem?
-Ty się pytasz jeszcze? Oczywiście, że tak. To ja zachowałam się jak idiotka obrażając się za to.
-Już dobrze - mocno mnie przytulił - zapomnijmy o tamtym.
Staliśmy tak dłuższą chwilę przytuleni. Tego mi cholernie brakowało. Jego bliskości, jego perfum, jego głosu – po prostu jego całego. Wracając umówiliśmy się na jutro, ze przetestujemy mój gwiazdkowy prezent. Pod domem nie mogliśmy się od siebie oderwać, aż w końcu wyszedł do nas wujek Igła.
-A może zamiast się przytulać na zimnie to wejdziecie do ciepłego, zjecie, napijemy się winka.
-Igła, ale ja nie powinienem.
-Grzesiek, ale ja też ładnie proszę. Z resztą mam prezent dla ciebie.
-No dobra przekonaliście mnie tym prezentem. – uśmiechnął się Grzesiek.
Gdy weszliśmy do środka to dzieciaki rzuciły się na Grześka, a Ola z Piotrkiem posłali mi uśmiechy na znak że widzą że jest już Ok. Gdy Ignaczaki poszli na pasterkę zostałam sama z Grześkiem, Piotrkiem i Olą, a dzieciaki poszły spać. Było wesoło z powodu wina, którego spożyliśmy dużo ale także dlatego, że wszystkim dopisywały humory.
Widziałam jaki Grzesiek był radosny i aż mi się ciepło na sercu robiło na sam widok jego uśmiechu, a kiedy czułam jego ciepłą dłoń na swojej ręce już naprawdę niewiele potrzeba mi było do szczęścia. Pomyślałam wtedy jaka byłam głupia, że w ogóle się na niego obrażałam… miałam przy sobie prawdziwy skarb. Kiedy właściciele wrócili z mszy odwieźli towarzystwo do domu, a ja położyłam się spać. Rano dostałam SMS-a od Grześka, że mam pakować dużo ciepłych ubrań i że mam się nie martwić, bo wszystko z Krzyśkiem jest ustalone. Zaczęłam się bać co on wymyślił, ale szybko i bez marudzenia spakowałam potrzebne rzeczy i udałam się samochodem w kierunku domu Grześka. Na miejscu wszystkiego się dowiedziałam… Kosa wyszedł do mnie przed dom i oznajmił, że jedziemy na cztery dni w góry. Tylko on i ja. Nie byłam z tego powodu bardzo zadowolona ponieważ nie miałam nart ani innego wyposażenia zimowego.
-Grzesiu no nie no… stawiasz mnie w kłopotliwej sytuacji, nie mam nart… myślałam, że spędzimy razem jakoś romantycznie te kilka dni, a nie wystawiasz mnie na mróz jak jakiegoś bałwana.
-Nawet jeśli to jesteś bardzo słodkim bałwankiem. – roześmiał się. – Uwierz na wszystko będzie czas. A jak nie przestaniesz marudzić to wylądujesz w tej oto zaspie.
-No dobra. Ale wiedz, że do akceptacji tego pomysłu przekonała mnie tylko wizja śniegu we włosach. – i udałam obrażoną i odwróciłam twarz od Grześka.
- Mała! Miałaś nie marudzić. – powiedział półgroźnie półżartem.
- przecież nie marudzę, mówię tylko co myślę. – pokazałam mu język.
- panno Ignaczak musisz się pogodzić z tym, że w dniu dzisiejszym rządzę tutaj JA. – zaakcentował ostatnie słowo i pchnął mnie lekko do tyłu tak, że oparłam się o mój nowy samochód. – jasne? - błysnął zębami w uśmiechu.
- jak słońce dyktatorze! – zasalutowałam, a on się uśmiechnął i pocałował mnie w usta, na początku jak to on delikatnie a po chwili żarliwiej i bardziej namiętnie. Kiedy w końcu przepakowałam moją torbę do samochodu Grześka, wstawiłam  moje Audi do jego garażu. Grzesiek poszedł jeszcze po swój bagaż, a ja grzałam się w jego samochodzie. Gdy przyszedł to w końcu ruszyliśmy do celu. Oczywiście zaczął mnie wypytywać jak mi idą studia i w ogóle. Odparłam mu, że świetnie i zaczęłam narzekać, że jednak wolałbym wrócić do Rzeszowai tam studiować. Widziałam, że jego kąciki ust skierowały się ku górze.
-Kosa?
-Słucham cię.
-Dlaczego nie pojechałeś na święta do rodziny?
-Wiesz, zapraszali mnie, ale jakoś nie chciałem jechać, za długa podróż. Zresztą jak ja nie trenowałem to przyjechali do mnie.
-Yhym, a co z domkiem? Tylko nie mów, że jedziemy na spontana?
-Nic z tych rzeczy kochana, kumpel użyczy nam swój domek, jest mi winian przysługę i to idealna okazja, żeby się odwdzięczył.
Jeszcze długo rozmawialiśmy podczas tej drogi, jednak nie wiem nawet kiedy w końcu zasnęłam.  Po jakimś czasie obudziłam się w ciepłym łóżku. Grzesiek cały czas mi się przyglądał. Peszyło mnie to strasznie więc schowałam się pod koc. On oczywiście się zaśmiał ale dalej na mnie patrzył. -Cholera jasna Kosa! Peszysz mnie strasznie.
-Ale wtedy słodko wyglądasz, tak samo słodko jak się uśmiechasz, jak się złościsz i …
-Ej no przestań. Już jestem cała czerwona. Nie przywykłam do takiej sytuacji.
-Powoli musisz się przyzwyczajać, bo będę ci tak mówił każdego dnia.
-Hmmm… a powiesz mi co było na karteczce w misiu?
-Yyyy jakiej karteczce?
-Nie udawaj głupiego. Dobrze wiesz.
-Wiem to żałosne, nawet nie wiesz jak mi głupio…
-To nie jest żałosne… tylko słodkie. Czy coś się zmieniło od tego czasu?
- o co pytasz?
- o to czy nadal czujesz do mnie to samo.
- niezmiennie. – powiedział tylko jedno słowo.
A ja podeszłam do niego bliżej i mocno się wtuliłam bez żadnego słowa. Kosa również objął mnie ramionami i pocałował we włosy… a ja w końcu poczułam, że wszystko jest tak jak powinno.

_____________________________________________________________________
Bardzo przepraszam ze tak rzadko dodaje rozdziały i ten jest taki krótki. Obiecuje, ze kolejny będzie dłuższy ;* Miłego czytania i pozostawcie po sobie jakiś ślad, bo dla mnie to cholerna motywacja jak widze, ze czytacie i komentujecie :)

15 sierpnia 2013

Dwadzieścia dwa.

Po południu ruszyłam pociągiem w kierunku Rzeszowa. Aby nie było mi smutno zabrałam ze sobą misia, którego dostałam do Grześka przy poprzedniej wizycie w stolicy województwa podkarpackiego.  Około 17 dojechałam na dworzec i taksówką ruszyłam w kierunku domu wujka. Uwielbiam Rzeszów zimą, ponieważ ma on swój klimat i jest tu tak pięknie, że nigdzie indziej nie można tego porównać do żadnego innego miasta. Biały puch przykrył wszystkie ulice, domy, drzewa. Dawno tu tak nie było w okresie świątecznym. Mimo tego wszystkiego jakoś mnie nie cieszyły mnie tegoroczne święta Bożego Narodzenia, nie czułam tej atmosfery… cały czas myślałam o Grześku. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, żeby całą winę zganiać na niego. Jeszcze teraz ten liścik, który był w misiu. Ja już nie wiem, co mam robić... Moje rozmyślania przerwał taksówkarz informując mnie, że jesteśmy na miejscu i podał kwotę, którą mam zapłacić. Gdy wysiadłam ruszyłam w stronę domu. Tam przywitały mnie dzieciaki, które stęskniły się za mną. Z resztą ja za nimi też. Gdy Iwona usłyszała krzyki dobiegające z korytarza też przyszła się przywitać. Zamiast się rozpakować czy coś udałam się z dzieciakami do salonu, by się z nimi pobawić. Przy nich udawałam, że jestem wesoła, mimo iż czułam się zupełnie inaczej. Zabaw nie było końca, aż do domu przyszedł Krzysiek i nie dał o sobie nie usłyszeć, ponieważ potknął się o moją torbę, której zapomniałam przenieść do pokoju. Sebastian z Dominiką zaczęli się śmiać z własnego ojca, a ja z miną kotka ze Shreka prosiłam o wybaczenie. Ten zaczął się śmiać, że to on powinien patrzeć pod nogi. Iwona zrobiła nam na szybko kanapki z masłem czekoladowym. Po kolacji poszłam się umyć i zasnęłam czytając książkę. Kolejny dzień zaczął się od pobudki dzieciaków o godzinie 8 rano. Opierdzieliłam ich, że po co budzą mnie tak wcześnie. Odpowiedziały grzecznie, że to mama kazała, bo potrzebuje kogoś do pomocy. Szybko przebrałam się, związałam włosy w kucyk i zeszłam na dół. Pomagałam Iwonie przygotowywać potrawy na jutrzejszą Wigilię. Postanowiłam upiec pierniczki. Podczas wielkiego gotowania postanowiłam popytać na temat Kosy.
-Iwona, co tam u Kosy? – przerwałam ciszę.
- o co konkretnie pytasz?
- no ogólnie tak. Co u niego? Jak tam jego noga?
-Z tego, co wiem to z noga już lepiej, ale o resztę pytaj Krzyśka.
-okej.
-Paulina, jesteś nie w sosie w czymś problem?
-nie, nie wszystko w porządku. – skłamałam by uspokoić ciotkę. – A co tam u was się działo jak mnie nie było? -  szybko zmieniłam temat, a Iwona zaczęła opowiadać wszystko po kolei, a ja słuchałam potakując, bardziej zaprzątnięta myślą o Kosie.
Od Iwony dużo się nie dowiedziałam, więc postanowiłam popołudniu umówić się z Olą. Ta oczywiście będzie chętna na to spotkanie, ponieważ brakuje jej mnie tutaj, a mi jej w Bełchatowie. Po południu spotkałyśmy się w małej kawiarni w centrum Rzeszowa, gdzie była cisza, spokój a przy tym można było zjeść pyszne ciacho. Na początek zostałam „zmiażdżona” przez przyszłą pannę Nowakowską. Po czym zamówiłyśmy po dużym kawałku ciasta czekoladowego. Zaczęła mnie wypytywać jak tam studia, jak Winiarscy i reszta pszczelarzy. Wszystko jej opowiedziałam od początku i nawet jej nie zanudziłam. Po czym ja postanowiłam popytać o interesujące mnie sprawy.
-Oluś, skarbie mój najdroższy.
-Słucham cię, co ty mi tak słodzisz Ignaczak?
-Bo chciałam się ciebie zapytać, co u Grześka.
- pytasz czy mówi coś o tobie, czy nadal mu zależy?
-tak, o to pytam.
- Paula… stawiasz mnie w kłopotliwym położeniu. Obiecałam mu się nie wtrącać.
- aha… zajebiście… - mruknęłam.
-Sama musisz go o to zapytać. Zadzwoń do niego.
-Oszalałaś?! Ja nie zrobię tego. Za bardzo się boję.
-Paulina, nie bój się. Musisz się z tym uporać.
-Yyy wiesz, co? Ja już muszę uciekać, obiecałam dzieciakom, że pomogę im ubierać choinkę.
-No ok. Ale i tak musisz do niego zadzwonić.
Pożegnałam się z Olą i udałam się do mieszkania.Na środku stała jeszcze nieubrana choinka. Szybko zdjęłam z siebie brudne buty i całą mokrą kurtkę i zabrałam się wraz z młodymi Ignaczakami za ubieranie choinki. Było dużo śmiechu. Po kilku godzinach choinka stała już przyodziana w światełka, łańcuchy i kolorowe bombki. Brakowało jednego elementu – czubka. Chętna do dokończenia dekorowania choinki była oczywiście Dominika, którą wzięłam na barana, ona  dokończyła strojenie drzewka.
Kolejny dzień także rozpoczął się wcześnie rano dla mnie, ponieważ trzeba było ładnie popakować prezenty by mógłby być zawiezione do „świętego Mikołaja”. Nikt nie wie kto to będzie, ale Krzysiek zgłosił się na ochotnika by popytać kogoś czy rozda dzieciakom podarki w przebraniu.
Oczami Igły
Rano zgłosiłem się by poszukać ochotnika by pobawił się trochę w świętego Mikołaja i sprawił dzieciakom radochę. Pierwszą osobą która przyszła mi na myśl był nie kto inny niż jeden z naszych środkowych czyli Grzegorz Kosok. Udałem się do jego mieszkania w tym celu. Kosa jak to Kosa przywitał mnie uśmiechem i wpuścił w swoje skromne progi.
-Dobra Grzesiu nie będę owijał w bawełnę. Zostaniesz Mikołajem dla moich pociech. Bo kurcze na śmierć o tym zapomniałem i dopiero teraz na ostatnią chwilę wszystko robię.
-Krzysiu, nie wiem jeszcze co będę robił wieczorem, ale owszem przemyślę to i dam ci znać, a jak coś to namówię Pita, on w pakiecie ma też śnieżynkę.
-No bardzo śmieszne. A twoja śnieżynka gdzie?
- naprawdę chcesz wiedzieć? – mina Kosy zrzedła.
- Dzieciaki. – mruknąłem. – Muszę lecieć.
-Dobra jak coś to powiem Piotrkowi.
Po wyjściu od Grześka wyciągnąłem telefon i wybrałem numer narzeczonej Nowakowskiego.
- Olka… mam sprawę…
 Oczami Pauliny.
Dochodziła godzina 17, więc zasiedliśmy do kolacji wigilijnej. Pierw podzieliśmy się tradycyjnie opłatkiem. Potem zaczęliśmy zajadać się barszczem z uszkami. Ja jadłam strasznie powoli,  jakoś nie miałam apetytu. Może to przez brak humoru.
Oczami Igły.
Po kolacji gdy spojrzałem na moją siostrzenicę wydawała się być bardzo smutna. Zapytałem Iwony o co chodzi.
-Nie mam pojęcia, może chodzi o Grześka?
-Czemu tak twierdzisz?
-Wczoraj pytała o niego.
-A no to może być powód. Swoją drogą straszne z nich dzieciaki, Grześkowi chyba też na niej zależy.
- jeżeli są sobie pisani odnajdą się.
- wierzysz w te romantyczne bzdety?
- ja ci dam romantyczne bzdety, idź rozruszać towarzystwo.
-tak jest! – zasalutowałem
Zaczęliśmy śpiewać kolędy. Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. W drzwiach ujrzałem wysokiego Mikołaja ze swoją Śnieżynką. Dzieciaki krzyczały z radości, że odwiedził ich Mikołaj. Piotrek zaczął przedstawienie, a ja pobiegłem po kamerę by uwiecznić ten radosny moment. Nagrywałem, jak dzieciaki cieszyły się z prezentów które dostały. Piotrek z Olą zostali u nas na kolacji i skończyliśmy śpiewanie kolęd. Ale nadal Paulinie nic nie poprawiło humoru. Szkoda, ze w taki dzień zamiast się radować, to smuci się. Dzieciaki zagłuszały wszystkich swoją radością z prezentów, które dostały. Jeszcze Paulina nie miała podarku, ale i na ten prezent przyjdzie czas.
Oczami Pauliny.
Podczas zajadania się wigilijnymi potrawami każdy śmiał się i w ogóle. Ja jednak nie mogłam, nie potrafiłam. Chciałam podkraść kluczyki Igły i pojechać do Kosy i go przeprosić. Jednak nie było mi to dane ponieważ Igła wyrwał mnie z rozmyślań.
-Moja droga panno, nie myśl że o tobie zapomnieliśmy z prezentem. Musisz się ubrać i wyjść przed dom. Prezent tam czeka. I pamiętaj to bardzo wyjątkowy dar. Nie popsuj go przez jakieś dziwne nastroje.
Nie wiedziałam o co chodzi, więc spytałam:
-Mam się bać?
-Nie – krzyknął się Piotrek.
-cieszyć się. – zawtórowała śnieżynka.
Szybko ubrałam kurtkę i buty i wyszłam przed dom. Stało tam nowiutkie, czarne Audi Q7 o którym zawsze marzyłam. Zaczęłam dziękować Ignaczakom za tak cudowny prezent. Jednak Ola mi szepnęła na ucho bym zobaczyła samochód w środku. Gdy otworzyłam samochód od strony kierowcy zaparło mi dech w piersi, a w oczach zaszkliły się łzy.
- o kurwa. – wyrwało mi się, chociaż normalnie nie przeklinałam.
-Wesołych Świąt piękna. – usłyszałam głos z wnętrza samochodu.
___________________________________________________________________
Nie jest to forma szantażu jednak postanowiłam sprawdzić po raz kolejny
waszą obecność, a więc każdego kto przeczytał chociaż jedno słowo proszę o zostawienie komentarza. Nie musi tu byś jakaś wypowiedź czy od razu nie wiadomo co. Wystarczy  że pokażecie, że czytacie. Was nic to nie kosztuje a ja będę wiedziała czy dalej pisać i czy przede wszystkim MAM DLA KOGO. Minimum 10 komentarzy (nawet z anonima, jeśli wolicie) chyba dacie radę? :)

9 sierpnia 2013

Dwadzieścia jeden.

Jednak po chwili oderwaliśmy się od siebie. Jak to mogło się wydarzyć? Przecież mogłam równie dobrze strzelić mu za to w zęby… ale ja też byłam temu winna, a poza tym przecież mi się podobało… Czy to alkohol tak na mnie działa, że nie kontroluje siebie? Po nim też było widać, że też ma wyrzuty sumienia.
-Kacper, ja… ja cię przepraszam. To nie powinno się wydarzyć.
-Paulina, to ja powinienem przeprosić. Wyszedłem na skończonego idiotę. Z resztą interesuje mnie inna dziewczyna. Wybacz.
-Nic się nie stało, szczerze mówiąc też mam kogoś na oku, ale bardzo tę osobę wcześniej zraniłam.
-Postarajmy się zapomnieć o tej całej sytuacji. Ok?
-Jasne. – Przytaknęłam. Przez resztę tańca milczeliśmy jak zaklęci.
Gdy poszliśmy do stolika doznałam szoku. Pola i Aleks bawili się razem i nie wydrapywali sobie przy tym oczu. Przecież już nieraz zaszli sobie za skórę zastanawiałam się, ale postanowiłam w to nie wnikać.  Co mnie jeszcze dziś zaskoczy? – Pomyślałam zanim Marek z naszej grupy porwał mnie na parkiet.
Tydzień później.
Ostatnie dni na uczelni, przed przerwą świąteczną. Dziś mamy zaprezentować efekt naszej pracy. Chociaż ciężko było mi teraz rozmawiać z Kacprem po tej akcji w Buenos, to dokończyliśmy szczęśliwie nasz projekt zaliczeniowy. Gdy profesor wyczytał nasze nazwiska aż drgnęłam. Byłam strasznie zdenerwowana, w dodatku te dziwne spojrzenia Poli w moim kierunku. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Gdy wyszliśmy na środek sali, zaczęłam się stresować. Na szczęście Kacper wyręczył mnie z mówieniem, sama pewnie nawet pól słówka z siebie nie wydukałabym. Dosłownie uratował mi tyłek przed pogrążeniem się. Takim oto sposobem mieliśmy semestr zaliczony na 5. Po wyjściu z sali podziękowałam mu za to. Kacper chciał mnie przytulić, jednak ja lekko go odepchnęłam odradzając mu tym samym ten pomysł. Po tym podeszła do mnie Pola i pogratulowała świetnej prezentacji. Oczywiście grzecznie podziękowałam i zapytałam w końcu o to było między nią a Aleksem w klubie. Ona tylko odparła, że i tak nie zrozumiem, bo jestem głupiutką i rozpuszczoną laską. Wkurzyła mnie. Zaczęła się kłótnia. W dodatku Pola wygarnęła mi, że mam wokół siebie wianuszek facetów, a i tak zachowuje się jak mała dziewczynka, która nie umie zdecydować jaką laleczkę ma wziąć do zabawy tym razem. To zabolało i to bardzo.  Odeszłam od niej ze łzami w oczach. Oczywiście zaraz obok mnie pojawił się nie kto inny jak Kacper. Zaczął wypytywać, co się stało, a gdy już mu wszystko powiedziałam to zaczął jej bronić…, dlaczego nie mnie Co ja im takiego zrobiłam?
-Pewnie Pola powiedziała to tylko w złości. Ona taka nie jest. – Zaczął bronić koleżanki.
-W złości mnie obraziła? No chyba nie! – Powiedziałam urażona. 
-Mała powtarzam ci, że Pola by nikogo nie obraziła.
-To chyba mówimy o innej osobie.
-Spokojnie Paula. Nie obraź się na mnie o to… - zrobił pauzę. – Ale… może Pola miała trochę racji? No wiesz… - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu przerwałam.
- coo – Wybuchłam. – Nie znasz mojej sytuacji, nie wiesz nawet dokładnie, o co chodzi, a i tak ustajesz po jej stronie… wszyscy faceci są tacy sami. Idioci!
- Paula uspokój się i mi nie przerywaj. 
Popatrzyłam na niego wyczekująco, więc kontynuował.
- Nie mam na myśli nic złego, ale spójrz na to z drugiej strony… jesteś młodą, piękną, naprawdę atrakcyjną kobietą, w dodatku jesteś mądra i dobrze się uczysz, a przy tym masz niemałe powodzenie u facetów, nie pytaj skąd wiem. – Lekko się uśmiechnął. – Nie sądzisz, że wiele osób może ci zazdrościć? Ale to jeszcze nie koniec czy nie sądzisz, że skoro Pola ci coś takiego powiedziała to może jest w tym ziarno prawdy?
Zamurowało mnie. Dopiero po chwili wyrzuciłam z siebie
- Coooo? Uważasz mnie za rozpuszczoną małolatę, która bawi się facetami Dobrze wiedzieć…
W oczach zaszkliły mi się łzy, więc uciekłam. Kacper nie gonił i krzyczał przepraszając, ale nie dopuszczałam do siebie jego słów… zapłakana wybiegłam z uczelni. Wpadłam na Aleksa. Okazało się, że on też chce ze mną pogadać… co to? Jakieś „rozmowy w toku”, czy inne badziewie Aleks jednak gdy zobaczył w jakim jestem stanie, po prostu mnie przytulił i zaprosił na ciastko. Jak to prawdziwy kumpel wysłuchał mnie i zaczął pocieszać, że Pola nie była warta mojej przyjaźni i powiedział o tym wszystkim co mówiła mu o mnie w klubie. Olałam to. A niech mówi o mnie, co chce, mam już to głęboko gdzieś. 
-Paulina nie warto się nią przejmować, ona jest bardzo dziwna. Tak samo wtedy w klubie przy mojej dziewczynie powiedziała, że jestem gejem.
-To małpa z niej! Takiej osobie już nie zaufam nigdy.
- w gruncie rzeczy nie jest wcale taka zła, ale to prawda kręci niesamowicie.
- wiem…
-ale chodź odwiozę Cię.
 Atakujący odwiózł mnie do Bełchatowa i zapytał czy bym nie chciała wpaść do nich na ostatni trening w tym roku. Oczywiście się zgodziłam. Wszystko jest lepsze niż siedzenie w czterech ścianach i płakanie. Trener dał chłopakom trochę luzu, więc dostałam propozycje by zagrać z nimi mecz. W składzie byłam z Karolem, Maćkiem, Michałem W. i Kacprem na libero a w drużynie przeciwnej, Cupko, Wytze, Mariusz, Aleks i Zati. Sędziował nam Daniel z Bąkiem. Była kupa śmiechu. Na chwilę, chociaż zapomniałam o całej sytuacji na uczelni. Drużyna przeciwna wygrała. Po skończonym treningu pojechaliśmy wszyscy na pizzę by jakoś spędzić ten ostatni dzień w takim gronie w tym roku. 
-No to, co? Może ostatnia samojebka w tym roku? - Powiedział Karol
-Ja pierdole znowu się zaczyna. - Załamał się Daniel.
-Ty Pliński! Coś ci nie pasi?
-Mi? Zdaje ci się synek.
Wybuchliśmy wszyscy śmiechem. Nazajutrz każdy rozjedzie się po swoich domach. Postanowiłam jutro pojechać do Łodzi i kupić prezenty świąteczne dla Winiarskich i bilet na pociąg do Rzeszowa. Kolejny dzień minął dość szybko. Rano odbiór prawa jazdy i szał zakupów. Dagmarze kupiłam drogie perfumy, a Michałowi butelkę drogiego wina. Młodemu kupiłam rakietę do tenisa, o która tak blagał rodziców. Dodatkowo kupiłam prezent Kosie. Wypadałoby w końcu, jak cos to Piotrek przekaże za mnie. Kupiłam mu perfumy, których używał. Idealnie pasujący zapach do Grześka. Gdy wróciłam do domu nikogo nie było, więc mogłam na spokojnie „przemycić” prezenty i schować w pokoju do ich przyjścia. Zaczęłam się pakować. W końcu jutro już zawitam do Rzeszowa. Tęsknie cały czas za Ignaczakami, za Olą i Pitem no i Grześkiem

Cały czas mi jest ciężko bez niego. Gdy już spakowałam wszystkie rzeczy to zaczęłam sprzątać. Podczas tej czynności znalazłam misia od Kosy, którego rzuciłam tam jakiś czas temu. Nadal pachniał Nim. Jednak nie mogłam się z tym pogodzić i rzuciłam misiem o ścianę. Gdy bezradna położyłam się na podłodze to zauważyłam ze obok misia leży jakaś kartka. Postanowiłam ją przeczytać. “Kocham Cię Paula! Przepraszam, że nie powiedziałem Ci tego sam, ale nie wiem jak byś zareagowała. Grzesiek“ Zaczęłam płakać jak głupia. On mnie kocha, a ja go potraktowałam jak śmiecia. Wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia. Ryczałam jak głupia. Usłyszałam, ze Winiarscy wrócili, więc zeszłam na dół z prezentami dla nich. Wręczyłam im je, złożyłam życzenia i szybko udałam się na górę, by spakować resztę swoich rzeczy. Do pokoju przyszła Dagmara. Podziękowała za prezent i zapytała, co się dzieje, ze płakałam. Pokazałam jej kartkę. Dagmara uśmiechnęła się do mnie i kazała mi walczyć o niego, bo każdy widzi, ze oboje się kochamy, ale boimy się swoich uczuć. To trochę ma sens. Po wszystkim obiecałam jej, że zawalczę i dokończyłam pakowanie, by jutro w samo południe ruszyć do Rzeszowa.
_________________________
Witam po dłuższej przerwie. Mam nadzieje, że rozdział się spodobał i zostawicie po sobie jakiś ślad. Licze na was. Buziaki ;*