25 października 2013

Dwadzieścia sześć.

Kiedy Dagmara z Michałem weszli do pokoju byli w szoku.Nic dziwnego… niespodziewali się tego po nas. Dagmara zabrała Oliego do kuchni mówiąc cos o tym, że nie powinien oglądać takich rzeczy, a Michał zaczął się śmiać w niebogłosy. – Bardzo śmieszne pomyślałam…czułam się tak zażenowana tą sytuacją jak jeszcze nigdy w życiu. Kątem oka spojrzałam na Kosę, był chyba jeszcze bardziej zawstydzony niż ja.Michał szybko opuscił salon abyśmy się ubrali. Strasznie nam było głupio. Posprzataliśmy po sobie pobojowisko, jakie panowało w dużym pokoju i poszliśmy na górę by nie pokazywać się Winiarskim na oczy.
-Pauliś, ja już wrócę lepiej do Rzeszowa. – mruknął Grzesiek. – Nie chce żebyś przeze mnie miała przegwizdane u Winiarskich.
-Grzesiek nie jedź. Nawet się tobą do końca nie nacieszyłam. Widzimy się tak rzadko.
-Wiem, ale decydując się na bycie z siatkarzem poniekąd zgadzałaś się także na rozłąkę.
-A kiedy przyjedziesz?
-Nie wiem, mam nadzieje, że jak najszybciej. – uśmiechnął się blado.
Grzesiek przytulił mnie bardzo mocno i złączyliśmy nasze usta w delikatny pocałunek.Kosa opuścił mój pokój, żebym mogła ubrać się jak człowiek, w końcu cały czas paradowałam w piżamie.

Oczami Kosy

Gdy zszedłem na dół w kuchni siedziala sama Dagmara. Postanowiłem ją przeprosić za to co zaszło.
-Dagmara, przepraszam cię za to co się stało. Głupio mi teraz.
-Oj Kosa i co ja mam z wami zrobić? Jesteście dorośli, ale nie mogliście się przenieść chociaż na górę?
-To tak nagle i nie było czasu. Cholernie wstyd mi.
- Rozumiem, proszę tylko, żeby się to już więcej nie powtórzyło.
- Daję słowo. Jeszcze raz cię bardzo przepraszam.
-Już daj spokój. Było minęło. – Dagmara się delikatnie uśmiechnęła.
Postanowiłem jeszcze przeprosić Winiara. Tu już tak łatwo jak z Dagą nie będzie. Zaszedłem do niego do salonu i przysiadłem się na kanapie.
-Winiar, cholera głupio mi że tak wyszło, że tak nas przyłapaliście.
Michał znowu zaczął się śmiać.
- Proszę cię, nie pomagasz mi.
- Po prostu bawi mnie ta sytuacja. – Winiarski spoważniał. – Kosa, ale tak serio, czemu w salonie?
-No tak jakoś wyszło.
-Okej, okej, bylebyś małego Kosoczka nie zrobił, bo Igła cię chyba wykastruje.
-Nie no potomka nie będzie.
- Ale wiesz jak to jest Grzesiu. Tego się nie planuje.
- No ja wiem. Stary facet jestem… wiem, co robić żeby nie narobić. – Roześmiałem się chyba pierwszy raz tego dnia. Po chwili również Michał zaczął się ze mną śmiać, ale zaraz zapytał.
- Ale serio nie myślisz o dzieciach? Ja mam Oliego, kolejna pociecha w drodze… jestem szczęśliwy.
- Może kiedyś, jak na razie to trochę za szybko, a poza tym przecież Paulina ma przed sobą całe studia.
Oczami Pauliny
Spontanicznie, na przeprosiny postanowiłam zrobić ciasto. Co tu kryć… kuchnia była też dobrym schronieniem przed oczami moich współdomowników, w końcu kto chciałby stać przy garach w Nowy Rok. Od rana nie wiedziałam nikogo z Winiarskich, przemknęłam tylko obok małego Oliego, nawet z nim nie chciałam rozmawiać, jeszcze zacząłby wypytywać co robiłam z „wujkiem Kosą”, chociaż pewnie i tak pytał Dagmary.
Podczas miksowania masy do ciasta ktoś złapał mnie od tyłu w pasie. Oczywiście był to nie kto inny niż pan Kosok.
-Chcesz usłyszeć co mają do powiedzenia panstwo Winiarscy?
-No wal śmiało, bardzo są źli?
-Dagmara troche, ale rozumie.
-A Michał?
-Obiecał, że słówka Ignaczakom nie piśnie.
-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Nie miałabyś przypału. – wyszczerzył swoje zabki w moim kierunku.
-Jak to mówią, No risk, no fun.
-Moja najpiękniejsza poliglotka, moja panna Ignaczak. – zanurzył nos w moich włosach, a ja czułam jego ciepły oddech na karku.
-Wiesz… kocham cię Kosa.
Grzesiek spojrzał na mnie uważnie a po chwili szepnął.
- Ja ciebie też, jak nikogo nigdy wcześniej, a teraz pomogę ci upiec to ciasto. Razem szybciej.
Faktycznie we dwoje uporaliśmy się z ciastem w mniej niż pół godziny. Po godzinie siedzieliśmy całą rodziną i jedliśmy jeszcze ciepłe ciasto z lodami. Winiarskim smakowało, a Oli jakby mógł to zjadłby cały wypiek. Podczas posiłku Winiarscy cały czas powtarzali, że nic się nie stało i że już wszystko w porządku, ale nadal nie potrafiłam im spojrzeć w oczy. Po skosztowaniu wraz z Kosą udaliśmy się do mojego pokoju po rzeczy Grześka. Zaoferowałam się, że zawiozę go na dworzec do Łodzi. Pożegnał się z Winiarami i ruszyliśmy w kierunku miasta. Przez drogę próbowałam powstrzymywac  łzy, lecz bez sukcesu. Kosa to zauważył i kazał mi się zatrzymać.
-Kochanie nie płacz, przecież będę dzwonił i pisał.
-Wiem, ale znów będę musiała tyle czekać, aż przyjedziesz i będziesz blisko mnie.
-Musimy dać rade, kto jeżeli nie my, a poza tym jesteś dzielną kobietą.
-Już za tobą tęsknie. Szczerze? Chyba uzależniłam się od ciebie.
- Oj Paulinko, to ty chyba nie wiesz co ja teraz czuję, ale motywuje mnie to, że się kochamy, miłość musi zwyciężyć.
Uśmiechnęłam się blado.
- Ale chodź już jedziemy – powiedział w końcu Kosa – bo zaraz w samochodzie powódź zrobisz z tych łez.
Kiedy odwiozłam Grześka na dworzec postanowiłam zakupić coś do jedzenia i nie pokazywac się Winiarskim na oczy.W swoim pokoju mogłam chwilę przemyśleć wszystko tą dzisiejszą noc, to, że już nie jestem dziewicą i w końcu to jak poradzę sobie najbliższe miesiące bez Grzesia. Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Okazało się, ze to Dagmara chce pogadać.
-Paulina nie masz po co nas unikać, nie jesteśmy na ciebie źli. Strasznie nas zaskoczyłaś, to wszystko. Zawsze taka porządna dziewczyna, a tu proszę. – uśmiechnęła się.
-Ale mi głupio, nie potrafię wam spojrzeć w oczy.
-Gdybyśmy wrócili później to by tego nie było.
-Teraz to możemy gdybać.
- Daj spokój Paulina, przyszłam tu, bo mam ci coś do powiedzenia.
- Zamieniam się w słuch. – powiedziałam sztampowo.
- Na przerwie, między świątecznej byłam u lekarza. – Dagmara dotknęła swojego wystającego już brzuszka. – To już piąty miesiąc, poznałam płeć dziecka. – Urwała.
- No móóóóów. – Zrobiłam błagalne oczy.
- To chłopiec. – uśmiechnęła się, a ją objęłam.
- Powiedziałaś już Winiarowi?
- Jasne. Na początku był trochę zawiedziony, ale teraz jest tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy.
Rozmowe przerwał nam mój telefon. To była Pola. Bardzo chciała się dziś spotkać. Oczywiście zgodziłam się, ponieważ jej to w nocy obiecałam. Przeprosiłam jeszcze raz Dagmarę i ubrałam się troszkę lepiej niż w to co miałam na sobie. Spotkałyśmy się o 17 w galerii na kawie.Jeszcze raz bardzo mnie przeprosila za tamtą sytuację przed świętami. Oczywiście jej wybaczyłam.
-Masz śliczną bransoletkę. Pewnie droga była. – powiedziałam z uśmiechem.
-Yyy nie wiem czy droga, ponieważ ją dostałam. – Wyglądała na trochę zakłopotaną.
-OOO, a od kogo?
-Od Kacpra.
-Od TEGO Kacpra?!
-No tak, no bo ja i on, no my… - zrobiła pauzę – jesteśmy parą. – Wykrztusiła w końcu.
-Ale jak to ty i on? Jestem w szoku.
-Życie płata różne figle. Najwazniejsze że on kocha mnie a ja jego. Zresztą ja czułam to już od dawna. – uśmiechnęła się.
-No to szczęścia wam.
- Nie masz nam tego za złe?
- Ależ skąd? Ja też nie jestem już sama.
- -Uuuu isię mi nie pochwaliłaś? Kto to taki?
-Kosa.
-O matko! W końcu! Kochana obyście byli szczęśliwi i by zwiążek trwał długo. Te śliczne kolczyki to pewnie od niego, co?
-Dziękuję i tak od niego.
Nagle naszą rozmowę ni stąd ni zowąd przerwał Konstantin, który niewiadomo skąd zjawił się przy naszym stoliku. Pola pozwolila mu się dosiąść do nas, a on zaczął się tłumaczyć, że był w kinie i zobaczył nas z daleka. Oczywiście wypytywał o sylwestra i jakie mamy plany na jutro. Obie równocześnie odpowiedziałyśmy, że nie mamy żadnych planów. A ten nagle wypalił z jego imprezą urodzinową, o której btw. jeszcze przed świętami wspominał Winiar, zapowiadała się „gruba” impreza. Całkiem o tym zapomniałam, tak czy owak nie sądziłam, że Cupko mnie zaprosi. Pola chętnie się zgodziła przyjść, ja jednak miałam mieszane uczucia, w końcu już nie przyjaźniłam się z Cupkovicem. Koleżanka zaczęła mnie przekonywać, że będzie fajnie i ostatecznie i ja zgodziłam się na tę imprezę. Konstantin wyglądał na bardzo zadowolonego z tego faktu, szczerzył się jak głupi do sera, a ja tylko odwzajemniłam uśmiech… może pora schować dawne urazy, w końcu minęło już tyle czasu…
________________________________________________________________
Licze na waszą opinię. Kolejny rozdział pojawi się jak minimum będzie 10 komenatrzy.
 Na tym blogu korektę tekstu i blędów poprawia Agnieszka Buczek :)

1 października 2013

Dwadzieścia pięć.

Gdy wróciłam do domu w salonie krzątali się ładnie ubrani Ignaczakowie. Nie było zbędnych pytań gdzie byłam, bo było to dosyć oczywiste, ale za to spadł na mnie obowiązek robienia za opiekunkę, ponieważ Iwona z Krzyśkiem wybrali się na imieniny znajomego. Obiecali, że ze względu na mnie nie będą tam długo gościli. Kiedy pojechali zaczęliśmy wraz z dziećmi oglądać bajki. Czas zleciał nam tak szybko, że nawet nie zauważyłam, powrotu rodziców dwóch urwisów. Iwona wzięła Dominisię do kąpieli, a Krzysiek oczywiście zaczął rozmowę o moim wyjeździe.
-No młoda to, kiedy jedziesz do Bełchatowa?
-Jutro z rana chciałabym wyruszyć.
-O nie nie nie. Wyglądasz jak chodząca śmierć. Jedyna opcja w Sylwestra, ale to, jeśli będziesz się lepiej czuć.
-Krzysiek nie rób ze mnie niemowlaka!
-Albo 31 albo w ogóle.
-Jejku no! Ja chce jechać jutro!
-Poczekaj tak z półgodzinki i wrócimy do tej rozmowy.
Ten czas spędziłam u siebie w pokoju i pisałam z Olą Kłosika. Informowała mnie, że na Sylwestra jadą do Wrony do Bydgoszczy. Zdążyłam odłożyć laptopa, gdy do pokoju wpadli Ola i Piotrek. Zamiast cześć czy coś oni od razu zaczęli krzyczeć, że do Bełchatowa mnie nie puszczą zwłaszcza w takim stanie.
-Ej czuję się już o wiele lepiej, więc mogę jechać na spokojnie.
-Ani mi się waż! Nie chcę mieć cię na sumieniu, jeszcze przez to choróbsko jakiś wypadek się wydarzy! -Ola wręcz krzyczała. Może miała rację trochę.
-Przemyśle to jeszcze, ale nie histeryzuj.
Ola chciała mnie przytulić, lecz ostrzegłam ją żeby nie podchodziła tak blisko, bo cały czas zarażam. Gdy się odsunęła w końcu zaczęła szukać czegoś w torebce. W końcu wyjęła małe pudełeczko.
-To od Kosy. Poprosił mnie bym mu pomogła wybrać, bo sam nie wiedział, jakie. Ale jedna sprawa. Otworzysz jak będziesz sama w pokoju.
-Ale dlaczego? Korci mnie strasznie.
-Musisz wytrzymać.
-No dobra. – odparłam w końcu poddając się.
Po tym długo rozmawialiśmy jak za starych czasów, gdy dopiero Piotrek z Olą przeprowadzili się do Rzeszowa. Wtedy na rozmowach o bzdurach mogliśmy rozmawiać ładnych parę godzin. W końcu nastała późna godzina, więc Nowakowscy zaczęli się zbierać. Życzyli mi szybkiego powrotu do zdrowia i szczęścia z Grześkiem. W końcu zostałam sama w pokoju. Dzieciaki już spały, więc byłam pewna, że nikt już nie wleci do mojego pokoju. Nareszcie mogłam zobaczyć, co skrywa w sobie te malutkie pudełeczko. W środku znajdowały się złote kolczyki z diamencikami. Byłam cholernie zaskoczona. Dopiero po chwili, gdy się ocknęłam założyłam je i przeglądałam się w lustrze. Były cudowne. Od razu postanowiłam zadzwonić do Grześka.
-Cześć kochanie.
-Cześć misiu, jak się czujesz?
-Nadal mi zimno, ale przyszedł do mnie spóźniony Mikołaj i dał mi prezent.
-O a jaki prezent?
-Dobrze wiesz Grzesiu. Czemu nie dałeś mi go osobiście?
-Szczerze? Nie znam się na kobiecej biżuterii. Chciałem ci dać sam, ale no wiesz rodzice są u mnie i niestety nie mogłem przyjechać i zobaczyć osobiście jak się cieszysz.
-Dziękuje.
-Oj no nie ma, za co.
-A co do Bełchatowa
-hmm?
-To jadę dopiero w sylwestra. Akurat trochę się podkuruje.
-Ale nie zapominaj, że jadę z tobą. Dzwoniłem już do Michała i się zgodził, żebym ci towarzyszył.

Kilka dni później
Przez te kilka dni Grzesiek był moim częstym gościem. Cały czas przynosił mi mały koszyczek owoców a w tajemnicy przed Krzyśkiem przemycał jakieś ciastka. Igła zaczął się śmiać, że Grzesiu powinien się do mnie wprowadzić. Ostatnio Grzesiek mówi o tym, co by było jakby zdecydował się na transfer do Bełchatowa. Oczywiście mu odradzałam, bo każdy wie, że Kosa w Rzeszowie czuje się najlepiej. Dzień przed wyjazdem czułam się o wiele lepiej, choć jeszcze gardło mnie bolało i miałam katar, ale to nic przy tym, co było kilka dni temu. W końcu nadszedł upragniony dzień wyjazdu do Bełchatowa. Kosa koczował już u mnie od 7 rano z torbą. Nagle dostałam od Dagmary telefon. Powiedziała, że jedzie z Miśkiem i Olim do swoich rodziców i że dom będzie wolny, ale i tak możemy przyjechać. Po rozmowie znieśliśmy z Grzesiem do samochodu moje walizki i poszliśmy zjeść śniadanie. Krzysiek przygotował jajecznicę. Była przepyszna. Po śniadaniu pożegnałam się z Ignaczakami i ruszyliśmy z Grześkiem do Bełchatowa. W drodze nie obyło się bez małych postojów po chusteczki i tabletki na gardło czy też po coś ciepłego do jedzenia. W Bełchatowie byliśmy na godzinę 17. Pierwsze, co to wnieśliśmy moje toboły na górę do pokoju. Się chłopak zdziwił jak zobaczył nad łóżkiem na tablicy korkowej nasze wspólne zdjęcie z urodzin Michała. Gdy chciałam zejść po resztę walizek to kazał mi zostać i się zdrzemnąć, ponieważ nadal jestem chora i sen jest mi wskazany.
Oczami Grześka
Ten czas, w którym moja dziewczyna śpi postanowiłem wykorzystać na małe zakupy i przygotowanie skromnego Sylwestra. Zamiast zwykłego szampana kupiłem Picollo, ponieważ Paulina nadal bierze leki, a alkohol mógłby jej zaszkodzić. W salonie przygotowałem dla nas stolik, na którym znajdowały się talerze z różnorodnymi kanapkami, półmiski z chipsami i ciastkami. Może skromnie, ale nie miałem zbyt dużo czasu na przygotowanie i brak pomysłu. Gdy dopinałem wszystko na ostatni guzik to usłyszałem kroki na schodach. Okazało się, że moja chorowitka już wstała.
-Paulinko w ramach rekompensaty za to, że nie możemy być teraz na jakiejś parapetówce czy też na jakimś balu sylwestrowym oferuje te o to skromne dania i Sylwestra z dwójką.
Paulina zaczęła się śmiać wtulając się we mnie i szepnęła
– To na pewno będzie najlepszy sylwester w moim życiu, bo spędzony z tak wspaniałym facetem.
Podczas oglądania telewizji i zajadania się naszymi przekąskami, Paulina postanowiła umilić czas i porobić mi małą sesje zdjęciową. Tak szybko czas zleciał, że nie zauważyliśmy, kiedy zaczęła dochodzić północ. Szybko pobiegłem po kieliszki do naszego Picollo, co wywołało u Pauli śmiech. Gdy wybiła północ złożyliśmy sobie nawzajem życzenia. Po chwili zaczął rozbrzmiewać telefon mojej ukochanej. Okazało się, ze to Nowakowscy z życzeniami. Chwile sobie z Olą plotkowały, bo Pit już mi pisał, żebym zabrał Pauli telefon. Ledwo się jedna rozłączyła to zaraz druga tym razem Pola. Widziałem po minie Pauliny, że nie uśmiechało się jej z nią gadać. Dało się wyłapać, że tamta ją przeprasza. Gdy rozłączyła się to jeszcze wspólnie zadzwoniliśmy do Michała i Dagmary składając im życzenia noworoczne.  Gdy odłożyła telefon to na zegarze było już trzydzieści minut po północy. Zacząłem się śmiać, ze mam bardzo rozchwytywaną dziewczynę.
-Kochanie powinnaś już iść spać, nie powinnaś się przemęczać.
-Grzesiu, ale ja senna nie jestem.
-Jak to?
-Mam ochotę na zupełnie coś innego.
Oczami Pauliny.
Grzesiek spojrzał na mnie a na twarzy wymalował mu się uśmiech. Byłam pewna, że doskonale zrozumiał moje intencje, więc zaczęłam go namiętnie całować. Nasze języki złączyły się w erotycznym tańcu. Oplotłam Grześka ramionami a moje dłonie zaczęły kreślić na jego plecach esy i floresy. Tymczasem mój kochany zdjął ze mnie szlafrok, zostałam zatem już tylko w skromnej piżamce. Mimo chłodu i wiatru wiejącego za oknem my odczuwaliśmy tylko przyjemne ciepło. W kominku nadal palił się ogień, a pokój znajdował się w poświacie jego przygaszonego blasku. Atmosfera wydawała się być zatem dosyć sprzyjająca, a ja czułam, że to już najwyższy czas, i że Grzesiu był odpowiednim facetem. Tak, byłam dziewicą, ale mój brunet o tym nie wiedział. Włożyłam Grzesiowi ręce pod koszulkę i zaczęłam błądzić po jego umięśnionym torsie. Po chwili pozbyłam się tej zawadzającej części garderoby. Oderwałam usta od Grzegorza… nie potrafiłam sobie odmówić długiego spojrzenia na jego muskularną klatkę piersiową, nawet nie zauważyłam kiedy mój partner zaczął się dobierać do mojej piżamki. Nagle kanapa, na której leżeliśmy stała się zbyt ciasna. Przenieśliśmy się na podłogę, gdzie nic nie hamowało naszych ruchów, a ja zostałam już tylko w bieliźnie… a siatkarz w bokserkach. Czułam jego pocałunki na całym ciele, ciągle mnie nimi obsypywał, co sprawiało mi nie mało przyjemności, ja odwzajemniałam mu się tym samym, co jak widziałam bardzo mu się podobało. Do tej pory to ja górowałam nad Grzegorzem, jednak dosyć niespodziewanie w tej chwili to on przejął inicjatywę. W ciągu sekundy znalazł się nade mną. Usiadł na mnie i z rozbrajającym uśmiechem rzekł.
- teraz panno Ignaczak już chyba nie uciekniesz, co?
- nie mam zamiaru, a może powinnam? – Powiedziałam kokieteryjnie.
- zastanów się dwa razy moja droga, za chwile może już nie być odwrotu. – Poruszał znacząco brwiami.
- zaryzykuję. – Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
- sama tego chciałaś. – Mruknął i przyparł mnie do ziemi jak napastnik własną ofiarę, z tej pułapki nie było ucieczki… ale kto powiedział, że ja chciałam uciekać? Grzesiu spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym przeniósł wzrok na moje piersi zamknięte do tej pory w białym staniku. Ujął w dłoń jedną z nich i wyciągnął ją z miseczki przez chwilę przyglądał się jej z żądzą, a po chwili  otoczył mój sutek własnymi ustami, w tym czasie drugą pierś podrażniał palcami wolnej dłoni. Jakże przedziwne uczucie pomyślałam tak słodkie a zarazem jakby bolesne, aż nie wiadomo czy prosić o jeszcze czy o zakończenie tego „cierpienia”. Każdy ruch języka Grzesia odczuwałam tak jakby podwójnie, każdy wędrował aż do wnętrza mojej kobiecości i skutecznie drażnił. Po chwili mój chłopak uniósł mnie do pozycji półsiedzącej i zdjął ze mnie sprawnym ruchem stanik, po czym wziął w posiadanie moją drugą pierś i to było najintensywniejsze odczucie w moim życiu. Kiedy już myślałam, że za chwilę oszaleję z mocy odczuwanych bodźców Grzesiu przestał za co byłam mu po trosze wdzięczna. To nie był jednak koniec, po chwili mój mężczyzna położył się obok mnie i zaczął przesuwać dłonią z moich piersi, przez brzuch aż do linii mojej bielizny. Przez jakiś czas przesuwał palcem w tym miejscu by po chwili przenieść dłoń na moje uda i pieścić je zmysłowym dotykiem. Już w tej chwili wiedziałam, że co jak co, ale jak postępować z kobietą to Grzegorz wie. W jednym momencie zostałam pozbawiona jedynej „obrony” przed tym, co miało się dziś stać. I oto leżałam przed moim mężczyzną całkiem naga, a on pożądliwie przesuwał wzrokiem po moim ciele, rzuciłam zatem na niego okiem jego wszystkie mięśnie wydawały się napięte, a wyraz twarzy był nie do odczytania, spuściłam wzrok na bokserki Grześka. Wydawały się jeszcze bardziej napięte niż jego mięśnie, i o ile jeszcze chwilę temu byłam pewna tego czego chcę, tak w tej chwili się po prostu bałam tego co ma nastąpić. Nie było już jednak odwrotu, a poza tym, to był przecież mój facet. Komu, jak nie jemu mam się zawierzyć? Moje obawy i przemyślania przerwał Grzesiu.
- coś nie tak? – spytał z troską.
Nie odpowiedziałam.
- Mała? Chyba się nie wstydzisz? Jesteś taka piękna.
- jeżeli mam być szczera to nie, i wszystko jest w porządku. – powiedziałam przełykając ciężko ślinę.
- na pewno tego chcesz?
- jeżeli jeszcze raz zapytasz, to nie wiem co odpowiem. – powiedziałam poddenerwowana.

- no już, już. – Grzesiu położył się na mnie delikatnie i mnie przytulił. – ale już spokojnie. – i pocałował mnie długo, namiętnie i żarliwie, w tym czasie jego dłonie powędrowały w dół mojego ciała, a ja wręcz instynktownie rozsunęłam nogi, a to co działo się dalej na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Grzegorz był tak kochany i delikatny jak zawsze, a po wszystkim przeniósł mnie na kanapę, otulił kocem i przytulił do siebie. Tak zasnęliśmy, w Nowy Rok obudził nas chrzęst zamka w drzwiach i dźwięk rozmów dobiegających z korytarza. I mnie i mojego chłopaka ogarnęła konsternacja. Zdążyłam tylko wyżej podciągnąć kołdrę, kiedy do salonu wpadł uradowany Oli a za nim Dagmara z Michałem. – o nie… - pomyślałam.

_____________________________________________________________________
Przepraszam za swoją nieobecność, ale jak wiecie szkoła i w dodatku brak weny. Matura is coming -.- Mam nadzieje, ze spodoba wam się dalsza część przygód Pauliny i innych. Zachęcam do komentowania i do zobaczenia następnym razem ♥